sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 2 - wojna i ewolucja nie oszczędzają nikogo.



Po dwóch dniach od rozpoczęcia wyprawy miałam wrażenie, że umieram. Odciski na odciskach w moich butach pękały i na skarpetki wylewała się ta dziwna, wodopodobna substancja, która zazwyczaj wypełnia pęcherze. Mimo zapięcia pasków na biodrach, plecak uwierał moje ramiona dość mocno. Nie tyle, co na samym początku, bo część zapasów zdołałam już zjeść i wypić, ale nadal.
Przez ten czas zdołałam przejść przez ruiny miasta i co ciekawe, spotkałam tylko kilka zombie. Nie wiedziałam, czy przypadkiem nie byli to kiedyś ludzie, których znałam, ale teraz to nie miało znaczenia. Odwiedziłam też kilka sklepów, ale wszystkie były puste.
Dotarłam do krańca miasta i weszłam na leśną drogę. Według mapy i kompasu szłam w dobrym kierunku, aby dotrzeć do zamku w Malborku. Co prawda, dzieliły nas setki kilometrów, ale była to moja jedyna szansa.
Gdyby ktoś trzy miesiące temu powiedziałby mi, że moja rodzina na własne życzenie zamieni się w zombie, a ja będę przemierzać kraj w stronę krzyżackiej fortecy, wyśmiałabym go. Nadal nie mogę uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło.
Nagle zauważyłam na drodze leżącą postać.
Kto to jest? Powinnam do niego podejść i zobaczyć czy żyje, czy uciekać? Wyciągnęłam pistolet i go odbezpieczyłam. W drugą rękę wzięłam gałąź pozostawioną na drodze i podeszłam do postaci. Śmierdziała potem, brudem i krwią. Szturchnęłam ją kilka razy, a gdy nie reagowała, za pomocą kija przewróciłam osobę na plecy i odgarnęłam tłuste włosy. Okazała się kobietą. Którą doskonale znałam, a dodatku nienawidziłam. Jadwiga Smosarska, moje absolutne przeciwieństwo i wróg numer jeden.
Dziewczyna chodziła ze mną do szkoły od pierwszej klasy podstawówki. Z tego co pamiętam, była bajecznie bogata i mieszkała w willi za miastem – jej matka była znaną w Hollywood aktorką, a ojciec posiadał sieć hipermarketów w całej Polsce. Nie miała rodzeństwa, przez co była najbardziej rozpuszczoną nastolatką jaką znam. Wszyscy zlatywali się do niej jak muchy. Zawsze wyśmiewała się ze mnie – najbardziej z marzeniami o wojsku połączonymi z astmą i wiarą. Nienawidziłam jej z całego serca. Jeśli jeszcze żyje, niech zdycha. Zrobiłam kilka kroków.
Śmierć jest tak przerażająco ostateczna, tymczasem życie obfituje w niezliczoną ilość możliwości.*
Nie wiem, dlaczego te słowa nagle pojawiły się w mojej głowie. Głos ciągle je powtarzał. Odwróciłam się i spojrzałam na Jadwigę. Wyglądała tak… jak nie ona. Ubrana w ciemny, dziurawy i brudny sweter, podarte spodnie i ubłocone buty przypominała menela, a nie miss szkoły. Podeszłam do niej. Nie wiedziałam czy żyje, ale nie umiałam zmierzyć pulsu, dlatego potrząsnęłam ją za ramiona. Otworzyła oczy i wydusiła z siebie jakieś słowo, jednak zbyt niezrozumiale. Zamrugała i próbowała się podnieść. Spojrzała na mnie i otworzyła szerzej oczy, a na jej twarzy pojawił się grymas.
- To ty? – wykrztusiła.
- A kto – odpowiedziałam twardo. – Wstawaj.
Dźwignęłam się na nogi i podałam jej rękę. Nie chwyciła jej.
- Co ty tu robisz? – zapytałam.
- Mogłabym powiedzieć to samo – zakpiła. Teraz była taka sama jak kiedyś. – Próbuję przeżyć, nie widać?
Jak zwykle nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Odwróciłam się i podążyłam w moim kierunku. Po co ją obudziłam? Przecież wiedziałam, że tak będzie. Głupia, głupia… Czy potrzebuję towarzystwa do tego stopnia, że próbuję rozmawiać z nieprzyjaciółmi?
Jednak po chwili usłyszałam jej głos.
- Blanka, poczekaj.
Zignorowałam ją.
- Poczekaj, do cholery.
Zatrzymałam się. Postanowiłam być twarda.
- Czego chcesz? – powiedziałam i obróciłam się w jej stronę. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na okropne rany na całym ciele.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłam lub kiedykolwiek powiedziałam – wymówiła łamiącym się głosem i zrobiła minę zbitego psa. Wróciłam do niej. Nieważne, ile przez nią wycierpiałam, nie mogłam jej tak zostawić.
- Kto ci to zrobił? – spytałam, wskazując na rany. Jeśli dopadły ją zombie, nie mam co jej ratować.
- Spadłam ze wzgórza i trochę się poobijałam – uśmiechnęła się blado. Gdy dotknęłam jej ręki, syknęła.
- Chyba jest złamana, ale niczego się nie dowiem jeśli mi nie pokażesz – starałam się mówić nie wyrażając żadnych uczuć, ale nie wiedziałam czy mi to wyszło.
Pokazała rękę, a ja ją obejrzałam. Cały nadgarstek miała siny. Nie wiedziałam jak mam postąpić, ale przypomniałam sobie o książce survivalowej w moim plecaku. Znalazłam rozdział o złamaniach i po chwili wiedziałam już wszystko w tym temacie.
- Mocno cię to boli? – zapytałam.
- Bardzo.
Uszczypnęłam ją w palec.
- Poczułaś coś?
Pokiwała głową. Sprawdziłam czucie na całej ręce. Na szczęście była ciepła – to znaczyło, ze krew krążyła w niej normalnie. Następnie sięgnęłam do plecaka. Wyjęłam bandaż i razem z w miarę prostym patykiem owiązałam nim złamanie.
- Dzięki – powiedziała i próbowała wstać, jednak miała na kolanach okropnie obdarte i zaropiałe rany przeszkadzające w chodzeniu.
- Muszę to odkazić – oznajmiłam i polałam zranienia wodą utlenioną. Płyn zasyczał w spotkaniu z krwią, a dziewczyna krzyknęła z bólu.
- Ja pierdolę, zwariowałaś?! Nie masz nic innego?!
- Tak, do cholery – zakpiłam – w czasie apokalipsy zombie noszę przy sobie całą aptekę!
Zacisnęła usta, a gdy odkażałam drugie kolano i resztę ran, nawet nie pisnęła, aczkolwiek zobaczyłam zaciśnięte pięści i krew lecącą z wargi. Pomogłam się jej podnieść i powoli zaczęłyśmy iść. Milczałyśmy, dopóki nie zapytała, gdzie właściwie idziemy.
- Do Malborka. Podsłuchałam rozmowę, z której wynikało, że teraz tylko tam jest bezpiecznie.
- Tak jak cała reszta świata – prychnęła. – Zdajesz sobie kurna sprawę, że będziemy tam iść tydzień? A w tempie kulawego konia dwa lub trzy?
- Tak, zdaję. Czekaj, co miałaś na myśli mówiąc „tak jak cała reszta świata”?
Zmarszczyła brwi.
- Ty nic nie wiesz.
- Nikt nie zawraca sobie głowy informowaniem sieroty. Oświecisz mnie?
- Cóż. Jakby to powiedzieć…
Nie zdążyła skończyć, ponieważ na jezdnię ktoś wyskoczył. Cofnęłyśmy się w panice, jednak chłopak podniósł rękę i zawołał spokojnie:
- Nie obawiajcie się moje panie, to ja!
- Czy on sobie jaja robi? – powiedziała cicho Jadwiga. – To Stefan Baltroczyk, większego durnia dotąd nie poznałam.
- Wydawało mi się, że się z nim przyjaźniłaś.
- Pff, podlizywał mi się, bo miałam kasę i znajomości. – wykrzywiła usta.
Tymczasem chłopak pewnym krokiem podszedł do nas i wyciągnął rękę do Jadwigi, najwyraźniej licząc, że ta przybije mu piątkę. Po paru sekundach ciszy i bezruchu zabrał dłoń. Wydawało mi się, że dopiero po chwili zorientował się o mojej obecności – spojrzał się na mnie, jakby zobaczył ducha. Przyjrzałam mu się uważnie. Wyglądał tak jak zwykle, co w obecnej sytuacji było dość dziwne. Czysty, pachnący brzoskwiniami, ubrany w nowe ciuchy, blond włosy zaczesane do tyłu, jakby przed chwilą wyszedł z domu.
- Smosa, ty z nią?
- Nie mów do mnie Smosa
Stefan parsknął, wyraźnie rozśmieszony, jednak gdy Jadwiga nadal patrzyła się na niego z nieukrywaną pogardą, uśmiech zszedł z jego twarzy. Dziewczyna zignorowała go i powoli zaczęła iść dalej. Szłam koło niej. Po chwili on również dołączył do nas.
- Idę z wami – powiedział chłodnym tonem.

***

Aż do wieczora nie wymieniliśmy między sobą ani słowa. Dopiero, gdy się ściemniło, Jadwiga oznajmiła:
- Zmierzcha. Czas przenocować.
- Masz rację – potwierdziłam i weszłam do rowu przy drodze. – Tu chyba będzie okej.
Usiedliśmy, wyciągnęłam z plecaka koc i folię.
- Masz coś do jedzenia? – zapytała po chwili dziewczyna.
- Niewiele – oznajmiłam i zdjęłam plecak. Wyjęłam z bocznej kieszeni ostatnie pożywienie, jakie mi zostało: pół bochenka suchego już chleba, jabłko, dwie parówki i cztery słoiki dżemu.
- Nie przeżyjemy na tym długo.
- Wiem, ale nic na to nie poradzę – odpowiedziałam smutno. – Chcesz parówkę?
Pokiwała głową i ugryzła kiełbaskę. Drugą wyciągnęłam w stronę Stefana, ale odmówił.
- Jestem wegetarianinem – oświadczył.
- No to może dżem?
- A masz łyżeczkę?
- Nie.
- Więc nie, bo się ubrudzę.
Zmarszczyłam brwi. Jest apokalipsa zombie, a on wybrzydza?
- No to może chleb? – nie ustępowałam.
- Czerstwy.
- Jabłko?
- Pryskane.
Zauważyłam Jadwigę duszącą się ze śmiechu. Najwyraźniej myślała o nim to samo, co ja. Tymczasem Stefan jeszcze raz rozejrzał się po wyjętym jedzeniu, ale najwyraźniej nie znalazł tam nic interesującego, bo odszedł w krzaki, rzucając tylko, że idzie poszukać czegoś na opał.
- Jak widać na zamieszczonym przykładzie, głupota jest nieskończona – rzekła Jadwiga głosem lektorki z filmów dokumentalnych i zaczęła chichotać. Uśmiechnęłam się, ale tylko na chwilę. Blanka, ogarnij się, to jest apokalipsa, a nie jakaś zabawa!
Zjadłam parówkę i jabłko. Nadal burczało mi w brzuchu, ale zignorowałam to i owinęłam się folią do utrzymywania ciepła oraz grubym kocem. Zaczynały się przymrozki. Jadwiga położyła się koło mnie, a ja przykryłam ją.
- Dużo się dzisiaj wydarzyło, co? – szepnęła. – W życiu nie uwierzyłabym, że stanie się coś takiego.
- Ja też. Lepiej się wyspać, jutro czeka nas cały dzień chodzenia. Dobranoc, Jadwigo.
- Dobranoc, Blanko.

***

Dym. Czuję dym. Biegnę. Coś mnie goni. Uciekam. Dogania mnie. Czuję ugryzienie. Ból. Krzyczę. Jad rozpływa się po całym moim ciele. Umieram.
Obudziłam się z krzykiem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nic mi się nie stało, ale Jadwiga nie leżała obok. 
Za mną coś się poruszyło. Nie wiedziałam, czy będzie to Stefan, Jadwiga czy zombie. Czym prędzej wstałam i podeszłam do plecaka, zaczęłam szukać pistoletu lub baseballa. Nie zdążyłam. Zza krzaków wyłoniła się postać i błyskawicznie znalazła się przy mnie. Zdążyłam zobaczyć tylko zieloną skórę i obłęd w oczach, zanim odskoczyłam od plecaka. Zaczęłam uciekać w las. Słyszałam, jak zombie przedziera się za mną. Czułam na moim ciele smagnięcia gałązek. Potknęłam się o korzeń i upadłam. Poczułam zapach brzoskwiń.

-------------

*Tyrion Lannister z serii ,,Pieśń Lodu i Ognia" autorstwa George'a R. R. Martina.

3 komentarze:

  1. Cały komeć mi spierniczył. FOCH.
    1. Wodopodobny brzmi cokolwiek pokracznie. W zasadzie to chyba nie jest nawet słowo.
    2. Taka 2/10 ta apokalipsa, skoro tych zombie tyle, co kot napłakał, nie? W sensie jeśli jest ich tak mało, to jakieś jednostki lub grupy powinny móc je... Wytłuc? Wyłapać? Można nawet poleżeć na ulicy i nic.
    3. No tak. Bijacz opka po zmianie.
    4. Ten ich dialog kojarzy mi się z Krzyżakami:
    - Ver da?
    - Jurand ze Spychowa.
    Dostrzegasz to podobieństwo?

    5. - Pff, podlizywał mi się, bo miałam kasę i znajomości. – wykrzywiła usta.
    Zapis dialogów, Jednorożcu!

    6. A ja tam Stefana doceniam. On musi być bardzo sprytny - mam na myśli, nawet gdyby nie musiał jeść jako zombie - ma bieżącą wodę, czyste ubrania, perfumy (te brzoskwinie wtf)

    7. Smosa. Prawie jak samosa ^^
    Samosa, hindi: समोसा - potrawa kuchni indyjskiej, przekąska w postaci trójkątnego pierożka, smażonego na głębokim oleju. Jako nadzienie służą najczęściej ostro przyprawione warzywa, mięso kurczaka lub ser panir.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Jestem grotronowym Kościuszkiem, wymyślanie słów to u mnie normalka.
      2. Niee, po prostu Blanka jest merysójką i wszystkie problemy, których nie mogę rozwiązać, usuwane. Albo po prostu nie chciałam napisać czegoś takiego jak pokazywałaś mi kiedyś w szkole: laska trzyma katanę po raz pierwszy, skacze po stołach i zabija ogra.
      3. ?
      4. Teoretycznie miał być to humorystyczny wątek. W praktyce wyszło jak zwykle.
      5. A to nie tak, że czynności nie związane z mówieniem wypowiedzi (a masło jest maślane), pisze się właśnie w taki sposób? Jeśli się mylę, nie krzycz
      6.1 Bosze. Robisz spoilery.
      6.2 Patrzysz za daleko, wszystko powinno wyjaśnić się w następnym rozdziale, lub gdy dojdzie do Malborka.
      6.3 Takie odniesienie do mojej TFUrczości: robię mnóstwo nawiązań do moich zainteresowań, idoli, pierwszych opowiadań oraz czegoś w rodzaju foreshadowingu,często wziętego z plio (BRZOSKWINIE! Ale to już ci tłumaczyłam) Przyjrzyj się, a może je zauważysz.
      7. Mniam mniam ^^ jej nazwisko to też nawiązanie - tyle że nie o jedzonku, a do jej przeszłości i przyszłości.

      Usuń
  2. Umm... istnieje słowo wrogini? (Powiedział wodopodobny, grotronowy Kościuszek)
    Czy ja wiem czy taka tru ta apokalipsa?
    Nie będą musiały długo ;)
    Spokojnie, ona jest Mary Sue, główną bohaterką, a to nie jest gra o tron 🍭
    Bardzo się cieszę, że ci się podoba 😊 twoja opinia zmotywowała mnie i pod jej wpływem napisałam 3/4 strony 😍

    Pozdrawiam, SilverScale

    OdpowiedzUsuń